PODDAĆ GŁOWĘ- O OSWAJANIU ZALEŻNOŚCI.
PODDAĆ GŁOWĘ- O OSWAJANIU ZALEŻNOŚCI.
Być może części z Państwa udało się skorzystać z poprzedniej praktyki i uziemić głowę we własnych rękach. Mając to doświadczenie i czując się z nim bezpiecznie, można sięgnąć po kolejny wymiar uziemienia i zrobić je w kontakcie z drugą osobą. Ta zmiana może uczynić wielką różnicę, tak samo na plus jaki i minus (jeśli myślimy o pojawiających się trudnościach).
Zacznijmy od „minusa”, który w zasadzie jest plusem, bo daje nam dostęp do stanów zamrożonych, ukrytych lęków i wycofanych potrzeb.
Oparcie głowy o czyjeś plecy otwiera relacyjny aspekt uziemienia, a wraz z nim dotknie naszej zależności. Próba powierzenia innemu człowiekowi głowy postawi nas wobec wątpliwości: czy druga osoba będzie dla mnie, czy mnie utrzyma, aż do kluczowego pytania: czy zostanie, kiedy naprawdę pozwolę sobie puścić? Stąd wchodzenie w tę praktykę w początkowej fazie może wywołać zwiększenie kontroli, rozbudzenie nieufności, aż do masywnych projekcji (myśli) antyzależnościowych.
Można by powiedzieć, że trochę przy okazji, to ćwiczenie postawi nas w sytuacji szekspirowskiego pytania: być zależnym albo być niezależnym?
Zwykle napotkamy w sobie dwie reakcje. Albo snujemy fantazję, jak dobrze byłoby nie zależeć i nie potrzebować, albo marzymy o tym, jak wspaniale byłoby przylgnąć do ukochanej osoby, która odpowie na nasze potrzeby czytając nam w myślach.
Uwzględniając oba bieguny konfliktowe można, by powiedzieć, że im bardziej, któryś z nich jest niedostępny, tym bardziej takiemu aspektowi siebie zaprzeczamy.
Zakładając, że doświadczyliśmy już uziemienia we własnych rękach, „głowa fizyczna” będzie znała ten stan i z radością podda mu się ponownie. Ale kontrola nie śpi, obecność drugiej osoby wprowadzi zmianę, która może wywołać całe spektrum myśli antyzależnościowych:
• „No co ty, co ty tak się będziesz opierać? A jak Ci się spodoba, a on/ona sobie pójdzie, no to z czym zostaniesz?
• Jestem takim ciężarem, na pewno to męka trzymać mnie…
• W sumie to ja najlepiej zaspokoję się sam!
• A co, jak będzie chcieć coś w zamian?!
Bądźmy przygotowani na te reakcje i witajmy je z otwartością, bo właśnie poznajemy swoją historię wiązania się i separowania.
Omawiając „plusy” po prostu przejdę do konkretów, które najpełniej odzwierciedlą, jakie korzyści otwiera przed nami uziemienie w parze.
JAK TO SIĘ ROBI?
Jak głowa chce, oczywiście!
Ale wyróżniłabym kilka możliwych ścieżek:
• PRZYWRACANIE CZUCIA głowie, kiedy kontakt z plecami ożywia jej receptywność, zaczyna swędzieć, pulsować, wołać konkretnymi obszarami o dotyk.
• ROZTAPIANIE, kiedy wsparcie głowy otwiera w nas potrzebę jeszcze większego kontaktu: klatką piersiową, rękami. Wchodzimy w stan przylgnięcia ciałem, w którym zastygamy w półśnie karmiąc nasze głody.
• KOJENIE, kiedy znajdujemy jakąś powtarzalność w ruchu (nawet minimalną) i czujemy jak głowa puszcza, a my aktywnie dostarczamy sobie tego więcej.
• OBUDZONY BARANEK, który chce eksplorować plecy, sprawdzać ich właściwości- bodzie- zwykle mimo intensywniejszych bodźców, jest to przyjemne dla osoby, która daje plecy.
• AGRESOREK przychodzą impulsy do uderzania głową, do siłowego przepychania, ściskania, miażdżenia, by się wyłonić czy przebić. Pojawia się wtedy nasza bardzo ważna część. Próbujmy się jej nie wystraszyć i nie zaatakować ocennie siebie. Należy sprawdzić, czy panuję nad tymi impulsami. Jeśli tak, można je dalej obserwować. Jeśli nie, przerwijmy praktykę. Są inne ćwiczenia dedykowane właśnie takim impulsom, by dalej pracować nad zapisem napięciowym głowy. To, co bezpiecznie można robić w domu rozpoznając taki rodzaj odpowiedzi w nas (przy założeniu, że partner jest zbliżonej siły), to w czworaczkach poprzepychać się barkami. Zwykle zwalnia to sporo ładunku z ramion i karku i być może pozwoli dalej na bezpiecznie eksplorowanie.
Uziemienie może otwierać wiele uczuć: od tych przyjemnych, rozluźniających i kojących, po te wymagające, jak rozpacz, frustracja, czy wściekłość. Jeśli przychodzi uświadomienie o wymagającej specyfice ładunku, lepiej pójść na zajęcia.
W domu jest miejsce na praktykę, nie na terapię.
ZADBAĆ O ASYSTUJĄCEGO.
Zadbajmy o wygodną pozycję dla osoby asystującej. Umówmy się, że jeśli coś byłoby zbyt intensywne, da nam znać od razu. Wytrzymywanie czy poświęcenie nie są korzystne. Za pierwszym razem umówmy się na krótki czas. Oczywiście ćwiczący może przerywać i wracać do uziemienia.
Z czasem ta praktyka staje się głęboką możliwością rozluźniania głowy przy obecności drugiej osoby, w rozwijającym się poczuciu bezpieczeństwa i zaufania do relacji.
Powodzenia!
Marzena Barszcz,